sobota, 23 lipca 2016

Od Róży

Założenie watahy to poważny krok, ale kto by sie przejmował? Założyłam Wathę Złocistej Gwiazdy i zagarnęłam sporo terytorium, które próbuje mi odebrać Wataha Cienia. Jednak nie są szczególnie silni. Dzięki naszym bogom i boginiom daję radę utrzymywać terytorium watahy. Jednak przejdę do historii właściwej...
***
Biegnę przez polanę za jeleniem. Rogacz uciekał szybciej niż sądziłam.
-Giń!-Krzyknęłam i rzuciłam mu się na gardło.
Po chwili walki, padł. Oblizałam się i zaczęłam jeść zdobycz. Pyszne. Najadłam się do syta, ale...co zrobić z resztą? Rozejrzałam się dookoła. Ani żywej duszy...Chwyciłam ciało rogacza i uniosłam sie nad ziemią. Zrzuciłam je na teren Watahy Cienia. Niech sie cieszą. Wróciłam na polanę i rozejrzałam się dookoła. Ewidentnie, ktoś tu był. Podekscytowałam się na myśl że to może jakiś wilk i chce dołączyć? Nagle poczułam pragnienie (i nie, nie chodzi o to zboczeńcy xD). Zachciało mi się pić. Truchtem ruszyłam nad jezioro i zaczęłam łapczywie pić wodę. Nagle usłyszałam szelest. Rozejrzałam się dookoła.
-Kto tu jest!?-Warknęłam.
Odpowiedziała mi cisza, na którą powtórzyłam poprzedni głos. Znowu cisza. Rozejrzałam się dookoła. Wysłałam falę, która służy mi do czytania w myślach, ale nie było nikogo wokół.
-Pewnie wiatr.-Kiwnęłam z dezaprobatą i westchnęłam.
Wzięłam jeszcze łyk wody i ruszyłam w stronę lasu. Słońce schowało się za ciemnymi chmurami, a wiatr zaczął wyć niemiłosiernie.
-Ocho...zbliża się burza.-Westchnęłam.
Ruszyłam biegiem w kierunku jaskini. Dobiegłam w sam raz i schowałam się. Zaczęło lać, wiać i walić piorunami. Nagle usłyszałam szelest. Zza drzewa wyczołgało się coś o sylwetce wilka.
-Jest ranny.-Szepnęłam.
Rozejrzałam się dookoła. Jest sam, może szuka watahy? Wybiegłam na zaewnątrz. Ujrzałam biało-czarno-niebieskiego basiora. Jest nieprzytomny, a z boku płynęła strużka krwi. Podniosłam go (z lekkim trudem) i przeniosłam do jaskini. Położyłam go pod ścianą i otrzepałam sierść z wody. Rana nie była duża, ale była zanieczyszczona. Zrobiona w trakcie walki. Czyżby z kimś/czymś walczył? Postanowiłam jednak opatrzyć mu ranę. Zza kamienia wyjęłam bandaż zrobiony z liści. Przemyłam ranę wodą i zabandażowałam. Po chwili burza ucichła i pojawiło się słońce. Pobiegłam po wodę. W wydrążonej na kształt dzbanka kości (lepiej nie pytać skąd to wzięłam...) nabrałam wody i poleciałam do jaskini. Wilk wciąż jest nieprzytomny. Wylałam na jego głowę zimną wodę. Basior się ocknął.
-Jak się czujesz?-Spytałam.
-W porządku...-Szepnął.-Kręci mi się w głowie.-Wymamrotał.
-Nie wstawaj, jesteś ranny...-Powiedziałam.
-Dobrze.-Powiedział i po chwili na mnie spojrzał.
-Jak się nazywasz?-Spytałam zszokowanego basiora.
<Basior?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz